Najtragiczniejszy dla Różańca był 18 marca 1943 roku, gdy Niemcy z pomocą nacjonalistów ukraińskich dokonali ogromnej w swych rozmiarach pacyfikacji. Mieszkańców obudziły o świcie granaty i pociski zapalające. Zaskoczonych ludzi wypędzano kolejno z domów a zabudowania palono razem z inwentarzem. Niektórzy próbowali uciekać, ale za zabudowaniami rozmieszczone były niemieckie patrole, więc każdy kto nie zawrócił od razu był rozstrzelany. W czasie pacyfikacji Różańca zamordowano 69 osób, a około tysiąca osób trafiło do obozu przejściowego w Zwierzyńcu. Stamtąd do obozów zagłady lub na przymusowe roboty do Niemiec. Spalonych zostało 187 gospodarstw rolnych. W ten okrutny sposób hitlerowcy ukarali mieszkańców wsi za współpracę z partyzantami.
Pacyfikacja wsi, określana przez mieszkańców jako „palenie Różańca”, wywarła również głębokie piętno na życiu 31-letniego wówczas partyzanta Jana Komosy ps. „Zora”, który dowodził miejscowym oddziałem Batalionów Chłopskich. -Jak mi opowiadał ojciec, tę dramatyczną noc z 17 na 18 marca 1943 roku spędził w domu rodzinnym. Przybywał do niego sporadycznie, aby spotykać się z najbliższymi. Bardzo wczesnym rankiem, chcąc opuścić dom, aby wrócić do partyzantów, spojrzał przez okno i zauważył, że Różaniec jest otoczony Niemcami. Ukrywszy broń zaczął się wycofywać na południe Różańca do lasu, w kierunku Starego Dzikowa. Niestety, skraj lasu był również obsadzony Niemcami. Został pojmany, przeszukany, pobity i doprowadzony do jednego z domostw na Kolonii Bolesławin, w którym było już sporo mieszkańców z tego rejonu wsi. Następnie ojciec i pozostali, będący w pomieszczeniu mieszkańcy, zostali przegnani do centralnego punktu wsi, gdzie spędzano również pozostałych mieszkańców Różańca - relacjonuje syn „Zory”, Andrzej Komosa.
Wszystkich schwytanych mieszkańców Różańca zgromadzono na placu po dawnej cerkwi (w Różańcu Pierwszym). Około godziny 1400 Niemcy rozpoczęli selekcję. W ludzi wycelowane były karabiny maszynowe. W pierwszym rzędzie hitlerowcy wybierali spośród zebranych mężczyzn podejrzewanych o udział w partyzantce. Drugą grupę stanowili mężczyźni i kobiety przeznaczeni do pracy w III Rzeszy. Jan Komosa jako młody i sprawny fizycznie mężczyzna, znalazł się w grupie określanej przez Niemców mianem „polskich bandytów”. Zostali oni przewiezieni do obozu przejściowego w Zamościu. Różaniecki partyzant był tam okrutnie przesłuchiwany. Niemieccy śledczy starali się dowiedzieć, kto z mieszkańców Różańca współpracował z partyzantami, i kto dostarczał żywność. Przede wszystkim chcieli zdobyć informacje dotyczące jego udziału w partyzantce, siatki kontaktów i rozmieszczenia oddziałów partyzanckich w terenie. Jak sam potem opowiadał nie załamał się i nikogo nie wydał. Po pierwszym przesłuchaniu wrócił do baraku więziennego samodzielnie, po drugim musiał być podtrzymywany przez kolegów, natomiast po trzecim przesłuchaniu przyniesiono go na noszach. W wyniku tych przesłuchań w kwietniu 1943 roku został skazany i z wyrokiem śmierci miał być transportowany do Lublina.
Różaniec wykazywał szczególną aktywność patriotyczną i odważnie przystąpił do walki z niemieckim okupantem. We wsi rozwijał się ruch oporu i bardzo szybko powstała struktura Polskiego Związku Powstańczego. Do wąskiego grona założycieli należał Jan Komosa ps. „Zora”, który w 1940 roku został komendantem tej organizacji. Początkowo zajmowano się kolportowaniem prasy i przerzucaniem kurierów do sowieckiej strefy okupacyjnej. Kurierzy przybywali z Leżajska do Różańca a następnie przeprowadzano ich do gajówki pod wsią Cewków.
W 1942 roku na bazie PZP powstał w Różańcu oddział Batalionów Chłopskich. Pod koniec grudnia 1942 roku Jan Komosa „Zora”, wspólnie z oddziałem Antoniego Wróbla „Burzy”, opanował Urząd Gminy w Woli Rożanieckiej, niszcząc okupantowi dokumentację gospodarczą i administracyjną. Wójtowi gminy Pleskotowi, skazanemu na śmierć za kolaborację z Niemcami, ostatecznie darowano życie w zamian za zapewnienie, że będzie pomagał ludności. Wójt spełnił swoją obietnicę, gdy uratował od rozstrzelania grupę dzieci i starców z Różańca w czasie pacyfikacji wsi.
Jan Komosa ps. „Zora” razem ze swoim odziałem przeprowadził wiele samodzielnych akcji dywersyjnych. W lutym 1943 roku z rozkazu Jana Grygiela ps. „Orzeł”, objął dowództwo nad zgrupowaniem oddziałów BCH z III rejonu, w lasach koło wsi Borowiec w liczbie 180 ludzi. O świcie 4 lutego 1943 r całość sił BCH dowodzonych przez Komosę dotarła do wsi Oseredek, a stąd przemaszerowała w strefę przydzielonych działań w obszarze wsi Majdan Sopocki - Ciotusza i Nowiny - Susiec. Bechowcy pozostawali na tym terenie przez dwa dni, tocząc szereg utarczek i potyczek. Były to spotkania patrolowe, doprowadzające tylko do wymiany ognia. Następnie wycofały się do lasów borowieckich, skąd powróciły do swoich wsi.
W lutym 1943 Niemcy rozpoczęli koncentrację oddziałów Wehrmachtu i żandarmerii, otaczając ogromne kompleksy Puszczy Solskiej. Ich zamiarem było zniszczenie ruchu partyzanckiego, który skutecznie chronił ludność Zamojszczyzny przed okupantem. Wzdłuż głównych traktów przemieszczały się niemieckie konwoje. Oddział specjalny „Zory” rozbił 8 lutego dwa samochody na drodze Osuchy - Józefów. Partyzanci z Różańca zdobyli trzy karabiny i kilka skrzynek amunicji. Niestety okrutna pacyfikacja ich rodzinnej wsi w marcu 1943 roku spowodowała, że oddział pozbawiony swojego zaplecza, praktycznie przestał istnieć.
Jan Komosa, tak jaki wielu innych skazańców z Zamojszczyzny, wieziony był na śmierć do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Na szczęście tuż przed Lublinem zdołał uciec z jadącego pociągu. Wraz z trzema kolegami udało im się wydostać na zewnątrz przez górne okienko bydlęcego wagonu i wyskoczyć. Ukrywał się w lasach, szedł nocami i po kilku dniach wrócił do swoich w Różańcu. Po ucieczce z „transportu śmierci” do końca wojny „Zora” walczył w partyzantce. W kwietniu 1943 r. przyłączył się do oddziału AK ppor. Edwarda Błaszczaka ps. „Grom”, a następnie do oddziału BCh Antoniego Wróbla ps. „Burza”.
Różaniecki partyzant nadal sprawował opiekę nad rodzinną wsią zniszczoną przez Niemców. W czerwcu 1943 roku usytuowano w Różańcu piętnastoosobowy posterunek ukraińskiej policji. Już w lipcu do spalonej wioski nasiedlono rodziny ukraińskie, aby zajęli opustoszałe gospodarstwa. Na reakcję Komosy w obronie rodzimych mieszkańców, nie trzeba było długo czekać. Partyzanci pod dowództwem „Zory” przybyli do wsi nocą z 1 na 2 listopada 1943 r. i przedstawili nasiedleńcom ultimatum opuszczenia wioski w ciągu trzech dni. Ukraińcy opuścili wieś przed terminem a razem z nimi ewakuowała się policja. Z pewnością wiedzieli, że tydzień wcześniej rozbito posterunek żandarmerii w Łukowej. Natomiast w marcu 1944 roku grupa partyzantów BCh z oddziału „Burzy”, pod dowództwem Jana Komosy, stoczyła w Woli Różanieckiej walkę z policjantami ukraińskimi z posterunku w Tarnogrodzie. Policjanci aresztowali w Różańcu trzech mężczyzn, których konwojowali do Tarnogrodu. Bechowcy dopędzili policję ukraińską i po wymianie strzałów odbili dwóch więźniów, niestety jeden został zabity.
Gdy zakończyła się wojna, Jan Komosa początkowo traktowany był przez dowództwo wojskowe jako żołnierz. Będąc oficerem w randze porucznika, nadal miał prawo posiadania krótkiej broni. Wezwano go, aby wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego. Jednak on nie wyraził na to zgody a latem 1945 roku opuścił dom rodzinny i udał się na Ziemie Odzyskane.
Jan Komosa urodził się 16 czerwca 1912 roku na Kolonii Bolesławin w Różańcu. Jego rodzicami byli Tomasz i Justyna z domu Brzyska. Jan był najstarszy z rodzeństwa i miał sześć sióstr. Jako młodzieniec pomagał swoim rodzicom w gospodarstwie rolnym, był również wziętym stolarzem. Odbył dwuletnią służbę wojskową, w cenionym w czasie II Rzeczypospolitej garnizonie wojskowym 27 Pułku Artylerii Lekkiej we Włodzimierzu Wołyńskim, którą ukończył w stopniu kaprala działowego. Tam również stawił się 23 sierpnia 1939 roku w ramach powszechnej mobilizacji wojskowej. Kapral Komosa wziął udział w kampanii wrześniowej na początku II wojny światowej. Niestety wycofujące się na skutek ofensywy niemieckiej Wojsko Polskie z włodzimierskiego garnizonu dotarło 30 września 1939 roku do Lwowa, gdzie zostało otoczone przez Armię Radziecką i rozbrojone. Jan zdołał zbiec ze Lwowa i maszerując głównie nocami, aby ominąć posterunki niemieckie, wrócił do Różańca. W rodzinnej wsi szybko włączył się w patriotyczny ruch oporu i do końca II wojny światowej walczył w oddziałach Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej. Szczęśliwie cała jego dziewięcioosobowa rodzina, czyli rodzice, sześć sióstr i on sam, przeżyli zawieruchę wojenną.
Po wojnie Jan Komosa wyjechał na Ziemie Odzyskane do Koszalina. Tam nie znano jego partyzanckiej przeszłości, więc mógł uniknąć represji władz komunistycznych. Przejął poniemieckie gospodarstwo rolne i wkrótce się ożenił. Jan i jego żona Pelagia zajmowali się rolnictwem i sprzedażą płodów rolnych. Ich życie pełne było radości z uroczystości rodzinnych i niejako odrabiania zaległości z utraconej przez wojnę młodości. Dopiero w 1947 roku Komosa zdecydował się ujawnić władzom państwowym swoją partyzancką przeszłość.
W 1953 roku Komosowie postanowili przeprowadzić się do Gniezna, do domu rodzinnego żony. Jan Komosa zajmował się początkowo rolnictwem, a następnie znalazł zatrudnienie w Rzemieślniczej Spółdzielni Pracy Rzemiosł Drzewnych, w której pracował do przejścia na emeryturę w 1977 roku. Gdy mieszkał w Gnieźnie zwracali się do niego historycy, aby relacjonował akcje partyzanckie w których uczestniczył. Również towarzysze broni prosili go o poświadczenie ich udziału w oddziałach partyzanckich, niezbędne do uzyskania świadczeń kombatanckich.
-Mój ojciec prowadził spokojne życie, był bardzo skromny. O swoich przeżyciach mówił tylko wtedy, gdy go bardzo proszono - mówi syn Jana Komosy, Andrzej i dopowiada: - Szacunek i wdzięczność jakim obdarzali mieszkańcy Różańca mojego ojca był zdumiewający i często wzruszający. Doświadczyłem tego wielokrotnie, przyjeżdżając jako uczeń szkoły podstawowej lub średniej, z Gniezna na wakacje do Różańca. Przedstawiali mnie i zwracali się do mnie: „to syn Zory”.
Jan Komosa ps. „Zora”, żołnierz kampanii wrześniowej 1939 roku i Batalionów Chłopskich, zmarł nagle 9 maja 1991 roku w Gnieźnie. Został pochowany na cmentarzu Świętego Wawrzyńca. Za swoją działalność w czasie II Wojny Światowej został odznaczony Medalem „Za Udział w Wojnie Obronnej 1939” i Krzyżem Partyzanckim.
/Piotr Kupczak/
Foto: Archiwum rodzinne/Andrzej Komosa
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu bilgoraj.com.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz